
Chain Letter
2010
"to jest łańcuszek szczęścia, jeżeli nie prześlesz go dalej czeka cię pechowy rok"
Łańcuszki, chyba każdy je kiedyś dostał, to na gg chyba najczęściej można spotkać. I uważam to za idiotyzm straszny. Z pamiętnej naszej-klasy, pamiętam jak ktoś kiedyś wrzucił „(…) Wklej to na swojego śledzika, jeśli tego nie zrobisz to znaczy że nie kochasz i nie szanujesz Jana Pawła II”
Idiotyzm.
A w naszym filmie, łańcuszek traktowany jest nad wyraz poważnie. Jeżeli nie prześlesz łańcuszka do czterech kolejnych osób zginiesz. Cóż mówimy o horrorach więc ktoś, przesłał a ktoś nie i zginął.
Spodziewałam się czegoś gorszego. Pomysł w sumie nie zły, poniekąd oryginalny teen slasher. Mamy grupkę licealistów i mamy wiadomość sms z łańcuszkiem.
Na tym oryginalność się kończy i zaczyna historia, tak zakorzeniona i zagmatwana że aż bez sensu. Mamy mordercę który z całkowicie niewyjaśnionych przyczyn zabija, możemy dostrzec że jest bardzo silny i okaleczony na twarzy, on rozsyła łańcuszki i monitoruje, kto przesłał je dalej a kto tego nie zrobił, i niczym kosiarz zbiera swoje ofiary. Temat filmu próbuje poruszyć dość głęboki i ciekawy temat, ludzi nazwanych „Antytech”, czyli takich którzy są całkowicie przeciwni nowej technologii. I tutaj całość miała by nawet sens. Anty Internetowi chcą dać nauczkę ludziom, próbują pokazać złą stronę nowoczesności. Jednak sam morderca wygląda na kogoś całkowicie odrębnego od całej sprawy. Są „oni” i mają motyw jest i „on” a kim że jest on?
Więc próbując ogarnąć całość, stwierdzam że cała historia miała mieć jakiś głęboki i ciekawy sens, a zlało się zbyt dużo wątków powodując chaos, więc cała nastrojowość obrazu to po prostu takie „masło maślane”. Jeżeli miało być takie zagmatwanie trzeba było poświęcić więcej czasu na ukazanie całości a nie wyciągnięcie parę wątków, nie pokazanie do końca całości tematu i kulminacyjne skończenie filmu.
Mamy typowy slasher, morderca zabija ofiary po kolei, sama jego postać ciekawa i dość przerażająca, jednak obraz jako horror, zdecydowanie mało straszny. Wprowadza małe napięcie i na pewno nie może się poszczycić elementem zaskoczenia. Film sam w sobie nie oglądało się źle, pomimo nie zawiłej fabuły nawet potrafił wciągnąć. Akcja dzieje się cały czas, więc nikt nie uśnie J
Co ciekawe można tutaj dostrzec znane osobowości, może nie z półki Julii Roberts, ale zawsze coś a mowa o Nikki Reed, Bradzie Dourif’ie którego najbardziej kojarzę z krótkiego epizodu w „Ulicach strachu” czy Betsy Russel grająca żonę „Jigsawa” w „Pile”. Aktorstwo daje rade.
Podsumowując całość, mógł być to normalny slasher, ponieważ takowe nie potrzebują zagmatwanej historii chodzi w nich o kolejne zabijanie ofiar a nie odkrywanie wielkiej historii co najwyżej takiej jak „Kto jest mordercą”. Sceny śmierci słabe, wiadomo kiedy zaatakuje, kulejący element zaskoczenia jak i brak krwawych scen.
Plus! Za scenę początkową która jest zarówno sceną końcową, bardzo dobra, oryginalna i efektywna.
Dla niewymagających, którzy lubią mało straszne filmy grozy i zdecydowanie dla nie wymagających za wiele.
reżyseria: Deon Taylor
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz