sobota, 5 maja 2012

Chain Letter (2010)


  
Chain Letter
2010

"to jest łańcuszek szczęścia, jeżeli nie prześlesz go dalej czeka cię pechowy rok"
Łańcuszki, chyba każdy je kiedyś dostał, to na gg chyba najczęściej można spotkać. I uważam to za idiotyzm straszny. Z pamiętnej naszej-klasy, pamiętam jak ktoś kiedyś wrzucił „(…) Wklej to na swojego śledzika, jeśli tego nie zrobisz to znaczy że nie kochasz i nie szanujesz Jana Pawła II”
Idiotyzm.
A w naszym filmie, łańcuszek traktowany jest nad wyraz poważnie.  Jeżeli nie prześlesz łańcuszka do czterech kolejnych osób zginiesz. Cóż mówimy o horrorach więc ktoś, przesłał a ktoś nie i zginął.
Spodziewałam się czegoś gorszego. Pomysł w sumie nie zły, poniekąd oryginalny teen slasher. Mamy grupkę licealistów i mamy wiadomość sms z łańcuszkiem.
Na tym oryginalność się kończy i zaczyna historia, tak zakorzeniona i zagmatwana że aż bez sensu. Mamy mordercę który z całkowicie niewyjaśnionych przyczyn zabija, możemy dostrzec że jest bardzo silny i okaleczony na twarzy, on rozsyła łańcuszki i monitoruje, kto przesłał je dalej a kto tego nie zrobił, i niczym kosiarz zbiera swoje ofiary. Temat filmu próbuje poruszyć dość głęboki i ciekawy temat, ludzi nazwanych „Antytech”, czyli takich którzy są całkowicie przeciwni nowej technologii. I tutaj całość miała by nawet sens. Anty Internetowi chcą dać nauczkę ludziom, próbują pokazać złą stronę nowoczesności. Jednak sam morderca wygląda na kogoś całkowicie odrębnego od całej sprawy. Są „oni” i mają motyw jest i „on” a kim że jest on?
Więc próbując ogarnąć całość, stwierdzam że cała historia miała mieć jakiś głęboki i ciekawy sens, a zlało się zbyt dużo wątków powodując chaos, więc cała nastrojowość obrazu to po prostu takie „masło maślane”. Jeżeli miało być takie zagmatwanie trzeba było poświęcić więcej czasu na ukazanie całości a nie wyciągnięcie parę wątków, nie pokazanie do końca całości tematu i kulminacyjne skończenie filmu.
Mamy typowy slasher, morderca zabija ofiary po kolei, sama jego postać ciekawa i dość przerażająca, jednak obraz jako horror, zdecydowanie mało straszny. Wprowadza małe napięcie i na pewno nie może się poszczycić elementem zaskoczenia. Film sam w sobie nie oglądało się źle, pomimo nie zawiłej fabuły nawet potrafił wciągnąć. Akcja dzieje się cały czas, więc nikt nie uśnie J
Co ciekawe można tutaj dostrzec znane osobowości, może nie z półki Julii Roberts, ale zawsze coś a mowa o Nikki Reed, Bradzie Dourif’ie którego najbardziej kojarzę z krótkiego epizodu w „Ulicach strachu” czy Betsy Russel grająca żonę „Jigsawa” w „Pile”. Aktorstwo daje rade.
Podsumowując całość, mógł być to normalny slasher, ponieważ takowe nie potrzebują zagmatwanej historii chodzi w nich o kolejne zabijanie ofiar a nie odkrywanie wielkiej historii co najwyżej takiej jak „Kto jest mordercą”.  Sceny śmierci słabe, wiadomo kiedy zaatakuje, kulejący element zaskoczenia jak i brak krwawych scen.
Plus! Za scenę początkową która jest zarówno sceną końcową, bardzo dobra, oryginalna i efektywna.
Dla niewymagających, którzy lubią mało straszne filmy grozy i zdecydowanie dla nie wymagających za wiele.
reżyseria: Deon Taylor
 
  
5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga