wtorek, 27 listopada 2012

Sinister (2012)

Sinister
(2012) 
 
     Ellison Oswalt jest pisarzem zajmującym się opisywaniem prawdziwych przestępstw, podąża ich śladem, przeprowadza własne śledztwa. Od książki która przyniosła mu dużo pieniędzy minęło już sporo czasu. Wraz z rodziną przeprowadza się w nowe miejsce i tylko on wie że w ogrodzie domu w którym zamieszkali została powieszona rodzina a najmłodsza córka zniknęła. Na strychu owego domu znajduje pudło z domowymi nagraniami, nie ma pojęcia że morderstwo popełnione w ogrodzie ty tylko kropla w morzu.
Od razu muszę zaznaczyć że film trzeba zobaczyć! Reżyser Scott Derrickson (Egzorcyzmy Emily Rose) funduje nam bardzo ciekawy obraz w czasach w których nie da się zadowolić wymagającego widza. Plusem o którym nawet nie powinnam wspominać jest postać Ethan'a Hawke'a. Zapowiada się jako genialny kryminał, pisarz tworzy własne biuro na miarę FBI, nikt z rodziny nie ma wstępu do tego pomieszczenia, zaszywa się i pisze. Dziwnym zbiegiem okoliczności znajduje pudło na strychu, dziwnym ponieważ po morderstwach dom zapewne został dokładnie przeszukany i pudło stojące na środku strychu nie zostało by pominięte. Jednak ten nie logiczny moment ma logiczne wytłumaczenie. 
Okazuje się że na "filmach domowych" morderca nagrał wszystkie swoje mordy. Reżyser daje nam do zrozumienia że mamy do czynienia z człowiekiem, mordercą. Niesamowite filmy amatorskie wprowadzają w bardzo mroczny klimat, pomimo że nie ma na nich dużo krwi, oglądając mordowane rodziny czujemy ogromną brutalność. Zaczyna się to co ja osobiście uwielbiam najbardziej czyli dochodzenie prawdy, po okruszkach do bochenka. Film cały czas trzyma nas w napięciu, to brutalne nagrania innym razem dziwna twarz prześladuje pisarza na zdjęciach, cały czas mrok i napięcie. Film przesączony muzyką nastrojową, dosłownie ociekał, muzyka dodana w każdym momencie nie sądziłam że napiszę kiedyś "muzyki było za dużo" ale co, jest ten pierwszy raz.
Sinister ma też minus ode mnie za końcówkę, Zdradzając odrobinkę fabułę w całe morderstwa maczają palce siły poza ziemskie co bardzo mi przeszkadzało a nie wspominając o końcu który wręcz rozbawił. Nie wiem, jakoś nie przerażają mnie "takowi" mordercy, twarz ala anonimus już owszem. Liczyłam na rozwikłanie sprawy seryjnego mordercy który grasował na przestrzeni wielu lat taki z krwi i kości. Ale nie można mieć wszystkiego.
Mi osobiście bardzo przypadł do gustu. Wciągający nie mogę powiedzieć oryginalny, nie wiem czy jeszcze kiedyś użyję tego słowa, ale jak na nasze czasy bardzo dobry. Koniecznie trzeba zobaczyć.
*





poniedziałek, 26 listopada 2012

Czarnobyl, reaktor strachu (2012)


Czarnobyl. Reaktor strachu
Chernobyl Diaries
2012

Kto żyje tam, gdzię żyć się nie da
Kto nie zna historii Czarnobyla? Chyba ten który się dopiero urodził. Wybuch reaktora numer cztery, zbyt długo trzymany był w tajemnicy, setki ludzi dotkniętych chorobą popromienną w popłochu opuszczali swoje domy, zostawiając wszystko za sobą. I właśnie to miasto widmo, przewodnik Uri pokazuje grupie turystów. Podczas zwiedzania "coś" unieruchamia ich samochód i "coś" zaczyna na nich polować.
Jest to pierwszy powstały horror o Czarnobylu jaki przyszło mi oglądać. Bardzo ciekawił mnie przede wszystkim temat zagrożenia jakie będzie trapić uczestników feralnej wycieczki. W roli głównych turystów widzimy oczywiście amerykanów, bo to właśnie oni zawsze giną podczas wycieczek po Europie i ślad za nimi ginie. (swoją drogą w horrorach Europa to taki trójkąt bermudzki, amerykanie przyjeżdżają i przepadają).
Zacznę od minusów i porównań które nasuwały mi się podczas całego seansu, nie rozumiem jak miejsce tak ekstremalne jak Czarnobyl można pokazać w tak nudny i monotonny sposób?! Lalka należąca do małej dziewczynki leżąca na ziemi, na żadnego fana horrorów nie zrobi większego wrażenia. Przez większość "ekstremalnej" wycieczki nic się nie dzieje. Akcja rozpoczyna się po jakiś 40 minutach, kiedy nie można uruchomić samochodu. I właśnie w tym momencie reżyser rzuca w nas gromadą różnych zagrożeń, całkowicie ze sobą nie związanych. Szczerzę cieszę się że groźne psy nie okazały się głównym zagrożeniem. Miłośnik krwawych scen nic tutaj dla siebie nie znajdzie, nawet cała akcja toczy się kiedy nie widzimy, ktoś wychodzi, nie wraca, zostaje znaleziony martwy później. W ogóle miałam wrażenie oglądania filmu typu paranormal, nagrywany przez jednego z uczestników, kiedy ktoś opuszczał towarzystwo, kamera (która wiecznie się chwiała) nigdy za nim nie podążała. Później całość przypomina mi zejście, ze względu na "twarz cosia" i wszystko jest takie bez emocjonalne.
Dobrze plusy, pierwszy za niedźwiedzia, genialna scena! Napięcie, coś zaraz wyskoczy zza ściany, jakiś zombie, albo zgraja psów, ale niedźwiedzia to się nie spodziewałam!
[spoiler]
I rozwiązanie końca mi się o dziwo podobało, że to byli pacjenci którzy uciekli, cieszę się że nie mieliśmy do czynienia z mutantami po promiennymi którzy zamieszkują miasto widmo, co jak dobrze wiemy nie powinno mieć miejsca, gdyż nikt by tego nie przeżył. Logicznie i prosto, podoba mi się.
[koniec]
Podsumowując reaktor strachu to tak w zasadzie reaktorek przynudzania, ekscytacja jak i akcja zaczyna się w ostatnich 10 minutach obrazu, nie wiem jak można zmarnować taki temat.




niedziela, 18 listopada 2012

Powrót do domu na przeklętym wzgórzu (2007)

Powrót do domu na przeklętym wzgórzu
(Return to House on Haunted Hill)
2007

Gdzie jest Moris? Chyba w nim stoisz

Minęło 8 lat odkąd Sarah i Eddie uciekli z przeklętej posiadłości. Siostra Sary po długim nie odbieraniu od niej telefonu w końcu dowiaduje się że jej siostra popełniła samobójstwo. Natomiast do nawiedzonego domu szykuje się ekspedycja po figurkę baphometa, siostra Sary, Ariel siłą zostaje wciągnięta w wyprawę, i wszystko zaczyna się od początku.
Klimatyczny szpital psychiatryczny powraca do życia, nowi odkrywcy chcą zgłębić jego tajemnice. Historia można by powiedzieć się powtarza, dom się zatrzaskuje (chodź bardzo mnie zaskoczył moment w którym Ariel udało się wyskoczyć przed zamknięciem zasłony). Bohaterowie postanawiają się rozdzielić w poszukiwaniu wartej kilka milionów figurki. I tu zaczyna się znana wszystkim osobom które widziały część pierwszą, akcja. To może skupmy się na różnicach, tym razem duchy pacjentów poza straszeniem, poprzez dotyk pokazują fragment swojej smutnej historii, a najwybitniejszy morderca dr. Vannacutt dalej zabija. Cóż jak to bywa z drugimi częściami są znacznie gorsze od pierwowzorów, niby wszystko jest jak powinno a jednak brakuje klimatu jedynki. 
Wielbiciele krwi znajdą tutaj prawdziwą ucztę ponieważ film opiewa w tony "ohydy" zaczynając od wyrywania dłonią jelit przez brzuch a kończąc na rozrywaniu człowieka na pół. Jeżeli chodzi o straszne aspekty, no cóż nie ma takowych, pomimo że członkowie wyprawy samotnie przemierzają ciemne korytarze, nie zaskakuje i nie przeraża nas to, nie da się nabrać fachowca drugi raz na to samo. 
Przegięcie? Serce domu. Dosłownie. Rozbawiło mnie to troszkę, w piwnicy powstało serce domu, takie prawdziwe zrobione z tkanki. Dla nowości scenarzyści wprowadzili również wyjaśnienie dlaczego wybitny doktor zaczął nagle zabijać pacjentów. Dla nie wymagających takowe wyjaśnienie wystarczy. Jest jeszcze jedna sprawa i sama nie wiem czy to plus czy minus ale film bardzo szybko się kończy, dosłownie. Dopiero co go włączyłam a już napisy końcowe. Nie wnosi nic do gatunku, najgorszy również nie jest. W sam raz na raz jak najbardziej można doglądnąć.



wtorek, 13 listopada 2012

Apparition (2012)


The Apparition
2012

Twój dom nawiedzają duchy? Wiń swojego chłopaka
Na samym początku film wprowadza nas w klimaty spirytystyczne, najpierw udany seans z lat 70, a później kolejna próba tym razem w czasach obecnych przeprowadzona przez studentów, również zakończona sukcesem, jednak tym razem coś poszło nie tak, ktoś się wydostał.

Zachęcający plakat filmowy z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Dwójka studentów Kelly (Ashley Green) i Ben (Sebastian Stan) mieszkają w wielkim domu rodziców dziewczyny na nowo wybudowanym osiedlu. Kawał pustyni jak się można domyślić i jedynie paru mieszkańców. I powiem, że pomimo spirytystycznego początku film rozwija się dość nudno i niestety muszę ponarzekać na Ashley, której gra nie dość, że była fatalna to po połowie nie można było oglądać tych wymuszonych do granic możliwości emocji.

Ale mamy i zwrot akcji, zaczyna się dziać coś ciekawego. Myślę że każdy kto film zobaczy od razu porówna go do Paranormal Activity tylko bez amatorskiego nagrywania. Zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, drzwi się same otwierają, ubrania w szafie magicznie się splatają, nowiutki dom pokrywa pleśń. I na tym kończą się pozytywne emocje. Minusów jest sporo, przede wszystkim wielo wątkowość, tak w tym przypadku to wielki minus, mamy nawiedzony dom, później to lokatorzy są nawiedzeni po drodze znalazła bym jeszcze parę a zakończę na inwazji duchów z czyśćca, brzmi interesująco? Absolutnie takowe nie jest.

Bardzo odgrzany kotlet w dodatki w słabym wydaniu. Po paru scenach które rozruszały produkcję robi się naprawdę nudno. Historia też jest bardzo słabo zgrana, bo nic się z niczym nie łączy. 

W filmie występuje również 

Tom Felton i niestety prawdą jest to że są ludzie jednej roli, mimowolnie chichotałam pod nosem jak pojawiał się na scenie i cały czas myślałam tylko o tym żeby wyciągnął różdżkę i walną jakimś zaklęciem żebyśmy mogli iść do domu. 

Niestety bardzo nudny pozbawiony sensu horror aż smutek łapie za serce bo można wyczuć w nim niewykorzystany potencjał. Najlepsza scena to ta w której po przebudzeniu się Kelly odkrywa że wszystkie drzwi w domu są otwarte, jedyny klimatyczny moment na tym fragmencie proponuje zakończyć oglądanie.




Archiwum bloga