sobota, 5 maja 2012

Krwawe Walentynki (2009)


 
-Krwawe walentynki-
my bloody valentine
2009

Do samych walentynek jeszcze trochę czasu, bliżej nam do gwiazdki. Wcześniej nie miałam okazji filmu oglądać, jakoś mnie nie ciągnęło, wczoraj miałam okazję go oglądnąć w TV, i muszę powiedzieć, że pomimo ogromnego zmęczenia, nie mogłam zasnąć, trzymałam się za powieki i zmuszałam do oglądania, koniecznie chciałam wiedzieć jak film się skończy.
W walentynki 6 górników zostaje zasypanych w kopalni przez wybuch metanu. Po akcji ratunkowej udaje się wydobyć 5 ciał i jedną żyjącą osobę Harrego Wardena. Podczas śledztwa okazuje się, że ofiary nie zginęły z powodu wybuchu a zostały zamordowane kilofem. Sam oskarżony Harry jest w śpiączce. Jednak zdążył obudzić się rok później na kolejne walentynki żeby przeprowadzić kolejną masakrę
Film mnie pozytywnie zaskoczył, arcydziełem nie był, jednak spodziewałam się gniotu kompletnego a nim nie był. Dobrze zrobiony film trzymający w napięciu. Dawno nie oglądałam horroru, w którym jest żywy morderca i w pełnych napięcia scenach goni swoje ofiary. Jednak są plusy i minusy, żeby było przyjemniej zacznę od plusów.
Przede wszystkim postać samego oprawcy, genialna! Silny i muskularny górnik w swoim ubraniu roboczym, masce (oczywiście) i lampce na czole. Trzymający kilof w ręce. Miejscem zbrodni na początku jest kopalnia, więc wszystko idealnie się komponuje. Sam morderca, będący przyzwyczajony do poruszania się po ciemnościach, znających te wszystkie korytarze na pamięć, przyprawia o dreszczyk. Idealny zbrodniarz idealne miejsce zbrodni. 
W filmie zostało pokazane to, co lubię oglądać najbardziej w horrorach tego rodzaju, jedna scena pełna napięcia jak ta w "koszmarze następnego lata" kiedy Karla próbowała wydostać się przez okno w kościele a morderca powolnym krokiem podążał za nią. W tym wypadku mamy górnika dobijającego się do drzwi, kiedy dziewczyny walczą z czasem i potężną dawką adrenaliny, aby otworzyć kratę w oknie i wyjść. Uwielbiam sceny pełne napięcia jak ta.
I jest ta zagadka, kto jest mordercą, sam Harry Warden, zostaje zabity podczas swojej masakry rok po zabiciu górników, akcja przeskakuje później o 10 lat do przodu, więc naiwne by było myśleć, że to ten sam morderca. Mamy, więc do czynienia z naśladowcą i szczerze powiem, że do samego końca nie wiedziałam, kto to może być. Podejrzanych było 2.
Czy są jakieś minusy? Owszem są, przede wszystkim niedopracowana całą ta walentynkowa historia, jak i sam motyw filmu. Na początku jest powiedziane, że po zasypaniu kopalni Harry zabił towarzyszy, aby przeżyć dłużej, aby nie zabierali mu tlenu, ale po przebudzeniu, dlaczego zabijał? Z zemsty? Ale na kim? I można by rzec, że masakra w walentynki, to po prostu przypadkowy dzień jaki się przytrafił podczas wybuchu, ale jeśli tak to dlaczego morderca wyrywał serca i wkładał je do opakowań po czekoladkach? Nie dopracowana historia czego nie lubię, bo cały motyw zabójstw nie ma po prostu sensu. 
Poza tym całość bardzo przyzwoita, ładnie zrobiona. Najprostszy gatunek horroru w dobrym wydaniu, jeżeli nie spodziewasz się dużo ze spokojem możesz oglądnąć ten film. Podobał mi się.
reżyseria: Patrick Lussier
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga